fbpx

o pracowni

  • Obrazek wyróżniający do wpisu FINANSOWA TRANSPARENTNOŚĆ, CZYLI CZY MOJE PRODUKTY RZECZYWIŚCIE SĄ DROGIE?, Atelier no.75, no75
    o pracowni

    Finansowa transparentność, czyli czy moje produkty są naprawdę drogie.

    Finansowa transparentność jest w dzisiejszych czasach bardzo ważnym tematem, zwłaszcza, jeśli ceny znacznie odbiegają od cen konkurencji.Skąd się biorą, jak je wyliczam i czy rzeczywiście są tak wysokie – o tym właśnie będzie ten wpis. Zapraszam do lektury. Zacznę od tego, co było przyczyną, że postanowiłam się nad tym tematem pochylić. Otóż jako rękodzielnik i artysta jestem w wielu rękodzielniczych grupach. Teoretycznie powinniśmy się w nich wymieniać naszą wiedzą i motywować do coraz lepszej pracy i dopingować. Teoretycznie. Bo praktycznie, jak to w życiu – różnie bywa. Często na zasadzie – nie znam się, więc się wypowiem. Właśnie w jednej z tych grup pojawił się post dziewczyny, która przyszła zasięgnąć…

  • Obrazek wyróżniający do wpisu blogowego Kolejny krok - zmieniam nazwę, Atelier no.75
    o pracowni

    Kolejny krok – zmieniam nazwę

    Przyszedł czas na kolejną zmianę. Tym razem zmianę, której się boję, którą chyba strzelam sobie trochę w kolano, ale czuję, że jest ona potrzebna w moim rozwoju.Czas na zmianę nazwy... Ale zacznijmy od początku. Kiedy zaczynałam tworzyć swoją markę – Pracownia za miastem, byłam osobą, która nie miała pojęcia o tym co powinna robić, żeby zaistnieć na rynku. Coś tam sobie dłubałam – trochę tego, trochę tamtego. Fascynowało mnie drewno, szkło, włóczki, malowanie, wypalanie, upcyklingowanie. Słowem TOTALNY MISZ-MASZ!A prócz tego pracowałam w szkole jako nauczycielka przedmiotów artystycznych, w Filharmonii Łódzkiej jako artysta chóru i w Zgierskim Klubie Karate jako pomocnik trenera. Niezły rozstrzał, prawda?To był rok 2010.Zresztą od dziecka byłam…

  • o pracowni

    Jak powstała Pracownia za miastem

    Pracownia za miastem. Czym jest i skąd pomysł na nią? Przeczytajcie sami.Rękodziełem, bo to ono gra w tej opowieści pierwsze skrzypce, zaczęłam się zajmować tuż po swoim rozwodzie. Traktowałam je jako terapię zajęciową, żeby nie zwariować. Na początku tworzyłam rzeczy typowo dla siebie. Ponieważ urządzałam się od nowa, potrzebowałam różnego rodzaju elementów wyposażenia. Ale coraz więcej odwiedzających mnie osób mówiło, że te rzeczy są super i też by takie chcieli. Wtedy założyłam pierwszą swoją pracownię. Nazywała się Sindarin. Kombinowałam w niej strasznie. Czego tam nie było? Powiem tylko, że nawet gazetkę reklamową wydawałam i sama ją rozwoziłam po okolicznych miejscowościach. Po kilku latach prowadzenia tej pracowni-nie-pracowni poznałam inną rękodzielniczkę, z którą…