Jak powstała Pracownia za miastem
Pracownia za miastem. Czym jest i skąd pomysł na nią? Przeczytajcie sami.
Rękodziełem, bo to ono gra w tej opowieści pierwsze skrzypce, zaczęłam się zajmować tuż po swoim rozwodzie. Traktowałam je jako terapię zajęciową, żeby nie zwariować.

Na początku tworzyłam rzeczy typowo dla siebie. Ponieważ urządzałam się od nowa, potrzebowałam różnego rodzaju elementów wyposażenia.

Ale coraz więcej odwiedzających mnie osób mówiło, że te rzeczy są super
i też by takie chcieli.
Wtedy założyłam pierwszą swoją pracownię. Nazywała się Sindarin.

Kombinowałam w niej strasznie. Czego tam nie było? Powiem tylko, że nawet gazetkę reklamową wydawałam i sama ją rozwoziłam po okolicznych miejscowościach.

Po kilku latach prowadzenia tej pracowni-nie-pracowni poznałam inną rękodzielniczkę, z którą zaczęłam współpracować. A po pewnym czasie zostałyśmy wspólniczkami spółki Trzy Koty sp. z o.o.. Stąd już było bardzo blisko do Pracowni za miastem.
Trzy Koty Pracownia rozwijała się powoli i sukcesywnie. Mocno jednak poszukiwałam jej serca 🖤. Tego czegoś, co wyróżniałoby ją wśród innych rękodzielniczych pracowni. Kombinowałam z produktami, usługami, pomysłami i tak powoli, powoli ukształtował się jej wygląd. Dziś działa jednak już pod inną nazwą – Pracownia Prezentu.
Stawiam tam na personalizację. Pracując w różnych technikach tworzę indywidualne prezenty, każdy poprzedzony projektem. W kilku słowach: Twój pomysł – mój projekt i wykonanie.
…………………………………………………………………………………………
Jednak cały czas i we mnie buzowały (i buzują) pomysły. Taka wiecie, artystyczna dusza. I bardzo chciałam te swoje pomysły pokazać światu. Ale nie chciałam ich wrzucać do jednego worka z Kotami.
Dlatego właśnie podjęłam decyzję o stworzeniu nowej marki, w której będę prezentowała moje artystyczne wizje.
Marki zupełnie innej.
Marki Pracownia za miastem.

Kiedy już postanowiłam, że pracownia powstanie najpierw miało być w niej sielsko-wiejsko-czarodziejsko. I nagle okazało się, że znów zaczynam wrzucać wszystko do jednego worka a pracowni robi się mydło i powidło. Zaczęłam więc kombinować, co takiego przede wszystkim chciałabym Wam dać.
Padło na druty. Bo robię na nich od dziecka i uwielbiam wymyślać różne wzory, no i ubierać się w zrobione przez siebie ciuszki.

Ale nie mogłam przejść obojętnie obok tkania, które skradło mi serce całkiem niedawno 💔.

Poszukałam więc wspólnego mianownika i ………… ukazała się włóczka.
I to było to, choć jeszcze coś z tyłu głowy dzwoniło.
I w końcu wydzwoniło, że chcę Wam dawać tylko i wyłącznie naturalną wełnę. Żadnych sztuczności i plastików. Mam misję, aby było zdrowo i ekologicznie ♻️.
I tak właśnie tu w pracowni będzie. Bo stawiając na ekologię poszłam jeszcze dalej – i tak do wełny dołączyłam bawełnę, len, jutę, jedwab, pojawiają się właśnie naturalne kosmetyki a niedługo kolejne naturalne produkty ujrzą światło dzienne.
Moja głowa nie pozwalała mi zamknąć się tylko i wyłącznie na ten surowiec.
Po prostu – otulę Was naturą…
__________________________________________________________________
Pomysły już są, zachęcam do obserwowania.
I to na razie tyle z historii powstania.
Wasza Mania – #naturalnaprzewodniczka
